Geneza: Zostałem poproszony o zainaugurowanie cyklu #JestemzKIS na wzór #JestemzPWr. Ponieważ tamten cykl jest tworzony na bazie wywiadu, ja postanowiłem zrobić wywiad sam ze sobą. Ostatecznie za bardzo się rozpisałem, ale żeby nie wyrzucać tego zalążka mojej biografii zamieszczam go tu.

Marek Kopel o swoich pasjach (dwóch)

#JestemzPWr, bo #JestemzWIT, bo #JestemzKIS

Jestem pracownikiem Katedry Informatyki Stosowanej na WIT, PWr (moja strona z [nie]ukrytym easter eggiem https://kis.pwr.edu.pl/kopel). W pracy naukowej i dydaktycznej zajmuję się metodami i technologiami tworzenia gier komputerowych. Jest to jedna z najstarszych moich pasji, sięgająca czasów początku podstawówki, gdy na wczasach - zamiast na plaży - siedziałem w zadymionej piwnicy wydając wszystkie 20-złotówki na automat arcade’owy “Donkey Kong” (choć wtedy nie wiedziałem co to arcade). To była moja pierwsza styczność z Mario (choć w tej grze ta postać nie miała jeszcze imienia).

Fot. 1. Moje pierwsze stanowisko programistyczne w moim pokoiku w Raciborzu. Widać, że przepisuję kody z pisma Tajemnice Atari, do mojego Atari 65XE. Widoczne peryferia: (od prawej) joystick (już rzadziej używany), magnetofon (z klapką co wylata) do zapisywania/wczytywania programów/gier, czarno-biały telewizor Юност jako monitor i na półce chyba kolumna głośnikowa.

Potem było 8-bitowe Atari (takie jak wisi w gablocie przy sekretariacie KIS), na którym - po ograniu wszystkich gier - zacząłem pisać własne programy i gierki w języku BASIC. To programowanie rozwinęło się pod koniec podstawówki w pasję, która zdeterminowała wybór kierunku studiów. O miejscu studiów zdecydowali rodzice, bo i mama, i tata, i wujek studiowali we Wrocławiu. Tak znalazłem się na Informatyce na Politechnice Wrocławskiej (pomimo, że z mojego rodzinnego Raciborza bliżej było np. do Politechniki Śląskiej).

Ale w międzyczasie, gdzieś z początkiem liceum, rozwinęła się moja, ta druga, ważniejsza pasja - muzyka. Początkowo słuchanie i odkrywanie tzw. klasycznych albumów, później samodzielne ich granie na gitarze, aż po tworzenie własnych kompozycji. Pomimo, że muzyka, to najważniejsza pasja, to fakt, że wylądowałem jednak na PWr, a nie np. na Akademii Muzycznej wynikał z tego, że nigdy nie byłem w szkole muzycznej (a dokładniej: byłem raz, ale pan nie przyszedł, więc i ja więcej nie poszedłem :) Dziś bardzo się cieszę, że tak się to potoczyło. Może czasem zazdroszczę kolegom czytania nut a vista, ale zbyt wielu moich znajomych szkoła muzyczna zniechęciła do muzyki. Ale i później najczęściej jest niestety tak, że jeśli pasja staje się pracą, to przestaje być pasją 🙁

W każdym razie zacząłem studia na PWr, jednak ciągle szukałem ludzi z pasją do muzyki. Tak trafiłem do chórów akademickich, gdzie poznałem przyszłą żonę - Agnieszkę i większość moich obecnych przyjaciół. Chóry były najlepszym doświadczeniem muzycznym w aspekcie edukacyjnym, scenicznym i organizacyjnym. Wakacyjne trasy koncertowe po Włoszech, USA, Grecji, Hiszpanii, wspólne występy z artystami, jak Wodecki i Banaszak czy rola aktorska w operze “Straszny Dwór” to wspomnienia na całe życie.

Fot. 2. Jeden ze spacerów po naszej wiosce, na których zawsze śpiewaliśmy, a czasem też sobie podgrywaliśmy.

Równolegle do śpiewania w chórze ciągle próbowaliśmy tworzyć własne projekty muzyczne, tzw. zespoły. Gdy pojawił się wspólny kredyt, dom i praca na kilka etatów, a chwilę później dzieci - marzenia o nowych projektach muzycznych zeszły na dalszy plan i powoli zaczęły blednąć.

Jednak nieoczekiwanie okoliczności zaczęły być przychylne marzeniom.

Nagle, po 10 latach od mojego wstąpienia do chóru, obok 4 istniejących chórów na PWr pojawił się big band. Oczywiście od razu się zgłosiłem (szkoda, że już nie jako student, tylko pracownik PWr, ale kto by narzekał ? :)

Fot. 3. W swoim żywiole, na scenie.

Niedługo później poznaliśmy ludzi z gminy, w której też już mieszkaliśmy od ponad dekady, ze zbieżną z nami pasją do muzyki. Oni dali nam motywację i możliwości, żeby znów spełniać swoje wymarzone projekty muzyczne. Pierwszym takim był rock band Owocówki (nazwa wynikała stąd, że nie wróżyliśmy mu długowieczności), który początkowo grał covery klasyków rocka, ale z czasem stał się poligonem dla autorskich kompozycji. Następnie tworzyliśmy składy na konkretne koncerty celowe z konkretnym repertuarem, typu np. dzień dziecka, dzień matki, kolędy, Queen tribute, wakacyjna trasa naKlapku itp. Nasz ostatni projekt miał premierę przed wczoraj. Jest to koncert piosenek kabaretowych (relację można obejrzeć tu).

Tymczasem granie w Big Bandzie PWr też skutkowało poznaniem nowych ludzi i udziałem w nowych projektach. Ponieważ wspomniana na początku gitara zapoczątkowała u mnie osobną ścieżkę zamiłowania do instrumentów strunowych szarpanych, mogłem ją tu praktykować. W BBPWr grałem na gitarze, w Quantum of Jazz - na basie, a dla ukulele stworzyłem Klub Ukulele PWr, który o mało co nie zagrał pierwszego publicznego koncertu.

Najnowszym projektem na PWr, w którym gram na… gitary były zajęte, więc na… perkusji, jest nasz wydziałowy zespół WITelsi. W nimi już jutro gram na Dniach Aktywności WIT. Co ciekawe, w WITelsach jest też Paula Sobok - nasza przyjaciółka od czasów chóralnych, uczestniczka większości projektów muzycznych (w tym tego ostatniego, kabaretowego) i basistka Owocówek. Jakiż ten świat mały :)

Fot. 4. Pełny skład The KOPELs: Bartosz, Filip, Agnieszka, Marek.

Jeszcze jedną osobą, która łączy moją pasję muzyczną bezpośrednio z moją pierwszą pasją i pracą na PWr, jest Maciej Walczyński. Poznałem go, jako puzonistę BBPWr, w międzyczasie grałem gościnnie w jego projekcie Jazz Dreamers, a dziś jest moim kolegą z pokoju w KIS. Naszą wspólną pasję muzyczną staramy się włączać we wspólną pracę badawczą i dydaktyczną.

Fot. 5. Wizja Bartosza z 2015 r. Chyba trochę pod wpływem gry The Beatles RockBand ;)

Patrząc wstecz czuję się spełniony i szczęśliwy, że tyle marzeń związanych z pasjami udało mi się zrealizować i dalej je realizuję. A patrząc w przyszłość (i pamiętając, że nigdy nie należy przestawać marzyć) mam nadzieję, że uda mi się jeszcze zarazić pasją do muzyki moje [już prawie nie]dzieci: Bartosza i Filipa. Częściowo już się to dzieje, bo od początku byli oni przez Agnieszkę włączani w nasze projekty. Poza tym, że obaj od zawsze śpiewają (przed i po mutacji), to na wspomnianym koncercie kabaretowym widać, że Bartosz jest pełnoprawnym perkusistą. Filip ma też na koncie występy przy pianinie. Jednak w moim marzeniu nasz - pierwotnie duet z Agnieszką - TheKOPELs, staje się pełnym składem, który samodzielnie jest w stanie coverować np. uwielbiany przez nas wszystkich album “Abbey Road” Beatlesów.

Marek Kopel
2023-10-23